Słońce już zachodziło za górami głaskając ich grzbiety promieniami. Już chowało się za horyzontem. W trawie można już było usłyszeć pieśnie świerszczy komunikujących się ze sobą. Ptaki polujące za dnia już układały się do snu i otulały jak w każdą wiosenną noc swojej jaja, które zniosły kilka dni temu. W tym samym czasie sowy budzą się ze swojego snu i przekręcają głowę by upatrzeć sobie śniadanie. Z nor wypełzają inne małe stworzenia by najeść się do syta. Gwiazdy zaczynają pojawiać się na niebie. Ułożony obok ogniska. Spoglądam w kąt. Widzę moją dziewczynę, która śpi.
Wstaję tak żeby jej nie obudzić. Poszedłem do smoków i wsiadłem na Eyve. Smoczyca bezszelestnie wzbiła się w powietrze i już lecieliśmy. Wiatr na twarzy to wspaniałe uczucie. Szczególnie gdy lata się na smoku. Purpurowe znaki na ciele smoczycy zaczynały lekko świecić, a księżyc połyskiwał jej czarne łuski. Gdy wzbiłem się wyżej zobaczyłem dziwna kotlinę, coś w rodzaju doliny. Smoczyca zaczęła dziwnie się zachowywać. Jakby coś się miało stać. Zawróciłem ją w stronę obozowiska. Klepałem Eyve lekko po barkach aby leciała szybciej. Poczułem zapach spalonego mięsa. Gdy byłem wystarczająco blisko zobaczyłem dym. Las przy którym na zboczu mieliśmy obozowisko zaczął się palić. Musiałem jeszcze bardziej przyśpieszyć.
Hedera???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz